Opisywany tytuł naprawdę nie jest niczym specjalnym. Nawet cztery lata temu, kiedy gra została wydana (1998), nie prezentowała się specjalnie dobrze. Przede wszystkim jej ubogą zawartość można by potraktować jako żart programistów. Do tego żart bardzo przeciętny, żeby nie powiedzieć, że kiepski.
Snowboard Racer zawiera raptem trzy tory i 4 tryby gry. Wspomniane już przeze mnie trasy nie są zbyt ciekawe wizualnie, ani nie zachwycają zmyślnością i nowatorskimi rozwiązaniami architektonicznymi. Ot, byle w dół, byle szybko i poza tym nic więcej się nie liczy. Tory są na domiar złego zbyt wąskie i czasami ciężko jest zmieścić się pomiędzy dwoma ścianami skalnymi. Chwila nieuwagi oznacza upadek, co z kolei przekłada się na znaczną stratę czasową i w gruncie rzeczy przekreśla szanse na zadowalający czas przejazdu.
Interfejs także nie pomaga w szybkim opanowaniu pędzącego w dół zawodnika – steruje się nim opornie, z opóźnieniem reaguje na naciśnięcia klawiszy. Interfejs gry, przez swą oporność, przeszkadza we wczuciu się w grę, zamiast pomagać w tym. Do wyboru oddano jedynie dwójkę zawodników, co samo w sobie jest ilością żałośnie niską. Ponurego wrażenia nie zatrze tym bardziej mizerna opcja wyboru kolorystyki deski (zaledwie cztery wzory).
A tryby gry? Ot, slalom i skoki na snowboardzie. Sam slalom jest bardzo nieciekawy i wręcz nudny. Przynajmniej skoki są w miarę efektowne – wyczyny zawodników są wręcz nieludzkie, ale to w końcu tylko zwykła gra zręcznościowa, w której się nie myśli, tylko szybko naciska przyciski. Przynajmniej wygląda to trochę widowiskowo (ale i pokracznie zarazem). A jak grafika i dźwięk? Cóż… Tutaj również autorzy gry nie rozpieścili nas niczym specjalny. Jest ubogo w detale, widoczne są piksele. Grafika, która cztery lata temu była szczytem marzeń dla graczy i stanowiła maksimum możliwości ówczesnych kart graficznych, teraz nie cieszy już w ogóle.
Od roku 1998 technologia komputerowa tak dalece się rozwinęła, iż oprawa wizualna Snowboard Racer w chwili obecnej jest już mocno przestarzała i praktycznie nie do przyjęcia. Również strona dźwiękowa SR nie jest jej mocną kartą przetargową. Zaledwie cztery podkłady muzyczne (trochę grunge’u, muzyki alternatywnej i elektronicznej) i niewiele ponad odgłos zdzieranego i ubijanego śniegu w żadnym wypadku nie mogą być uznane za zaletę gry. Snowboard Racer to już przeżytek, który w chwili obecnej zadowoli jedynie maniaków tego sportu, choć pewnie czuli będą spory niedosyt. A jeśli mielibyśmy rozpatrywać SR wyłącznie jako dodatek do gazety? Czemu nie – kupcie – przynajmniej będziecie mieli co czytać.