Forty-Four.pl w Les 2 ALpes
20-29 kwiecień 2007
Niedzielny poranek wita nas błękitnym niebem. Nic nie widzę bo oczy zmęczone zaklajstrowały się i nie mogę ich otworzyć. Kasia prowadzi mnie do umywalki i pomaga oczyścić zlepione rzęsy. Pani instruktor narciarstwa Katarzyna eS, pani organizator Monika Pe, narciarz Seba stoją jako pierwsi w kolejce do gondolki, rach ciach wsiadają jako pierwsi i smygają na górę. Piękna pogoda jak z obrazka, trasy wyratrakowane wyglądają jak stół nakryty sztruksem. Rankiem lekki mrozik trzyma przy ziemi, więc jazda naprawdę jest szybka.
Forty-four.pl Snow Show rusza w The Lounge pełną parą z cytrynówką w tle. Diabełki Kasia i Monika upajają góralskim trunkiem kolejnych gości. Jeden kubeczek, drugi kubeczek… tego gościa mamy z głowy. Górale z Beskidów trzymają fason, ale też diabełki dają im radę. Cytrynówka eliminuje kilku zawodników i kiedy dno ukazuje się uroczyście diabełki ruszają na parkiet. Tequila raz, tequila dwa… bracia Skwarka fundują mi meksykański wieczór w rytm muzyki naszego ulubionego DJ Chrissa Jaxxa. Różki zmieniają właścicieli i tak powstaje nowa postać: Muti Ostatni Jednorożec. Ta impreza trwała do późnych godzin wieczornych czy też do wczesnych porannych.
Kolejny dzionek po imprezie. Niektórzy utknęli w łóżkach, więc zajęcia na stoku zostały przesunięte. W takim razie atakujemy trasy. Rozgrzewka i badanie nowych ciekawych miejscówek. Kris zarządza dziś wyprawę na freeride do La Grave. Fotograf Mirek, Ania i ja oraz Kris, Pływak, Bart, Piotrek i Olek dzielnie docieramy do schroniska nad La Grave. Planujemy zjazd niżej, ale warunki śniegowe są krótko mówiąc marne, więc rezygnujemy. Backcountry i freeride? Hasło fotografa odstrasza narciarzy a my pozostajemy na sesji. Freeride to może za dużo powiedziane patrząc na 5cm puchu, no ale powiedzmy, że coś z tego będzie. Sesja udała się na medal. Słońce, lodowiec, iskrzący śnieg i my napieramy na szkiełko. Piknik na lodowcu o mało nie kończy się tragicznie dla Krisa. Wpadł w dziurę i dzięki wielkiemu szczęściu utknął tuż przy krawędzi odłamanej warstwy lodu.
Ulala już wtorek i zaczynają się śmiałe skoki. Poranek lekko na stresie wszystko mnie drażni. Sprawdziłam jak personel działa i złapałam Krisa z ekipą. „weźcie mnie ze sobą bo praca mi się naprzykrza”. „Dziś pojedziemy tu i tu, wiesz do starej gondoli prawie na sam dół.” Gotowa to jazdy porzuciłam swą kurtkę i radiolkę i smygnęłam w dół rach ciach. Przy starej gondoli 'error’. Pani sprawdza skipassy a ja zostawiłam kurtkę w snowparku a do kurtki na sznureczku przywiązany jest skipass. Pani napina równo do Krisa po francusku tłumacząc, że mnie nie puści i koniec. No ale Kris nie kuma francuskiego, więc wytłumaczyłam to pani, która nadal się upierała i kazała mi wysłać kompana po karnet. No jasne już jedzie… Przemknęliśmy krzesłem raz, drugim krzesłem no i dotarliśmy do snowparku okrężną drogą skąd zabrałam skipassik i przytwierdziłam do spodenek. Teraz ubieramy narteczki i śmigamy. Po drodze na dropie spotykamy Bataleon Squad i przyglądamy się skokom Dziary, Vampira, Rudego i Tadzika. I tak minął kolejny piękny słoneczny dzień na Lodowcu Le Mentel.
Środa. Dziś śmigam na swych nowych nartach freestylowych. Dynastar Trouble Maker. Czy faktycznie mam obawiać się kłopotów? Mini snowparki na trasie, wąwozy wszystko to pokonuję gładko na mych nartkach. Podoba mi się jak diabli. Stare dobre narciarskie czasy wracają a do tego new school kręci fest. Skaczę gdzie tylko się da korzystając z rad Barta. „Zrób tak i tak, skocz tam i chwyć nartę tak”- no extra już się robi. I skoczyłam safety. Ha, ale jazda, juhu! Dziś kolejna ekipa atakuje lodowiec i schronisko nad La Grave. Fotosesja Ognia super mistrz. Wieczór spokojny w The Lounge no i spacery po wioseczce. Część ekipy udała się do lokali oglądać ligę mistrzów no a ja z Kachą spacerujemy uliczkami. Cukiernia Margolee nadal szczyci się fontanną z czekoladą. Przyklejasz nos do szyby a na widok czekolady ślinka spływa po brodzie. Słodycze piękne, może i smaczne nawet, ale ja nie zamierzam płacić 7 euro za czekoladkę wielkości gumy huba-buba. Bez popadania w skrajność. Popatrzę sobie na to dziś i jutro i pojutrze też. Sklepiki mimo końca sezonu nie powalają zbyt szokującymi wyprzedażami, więc właściwie souvenirów w postaci sprzętu raczej nie będzie. Idę więc dalej… o jest piekarenka. Rogale, bagiety, ciasteczka i brownie. Smaczne klejące brownie. Sklepy ze sprzętem, czaperami, okularami i goglami. Widokówki, karty, fotografie i zakładki. Tyle tego, że dusza mówi „nie pragnę już więcej” a mi się nic nie podoba. Czy to paranoja? W Bresilien impreza warszawki daje popalić. Ludzie tańcują na rurkach, pudłach, stołach i głośnikach. Szaleństwo na całego, ale czujemy, że sen nas morzy. Dla nas to koniec na dziś.
Poranek zachmurzony. Ktoś nas straszył, że od dziś będzie sypało śniegiem, wiało i z jazdy nici. Z jednej strony mamy szansę wreszcie na freeride, ale z drugiej jak będzie silny wiatr to istnieje ryzyko zamknięcia gondol. Wyjeżdżamy na górę i pogoda faktycznie nie nastraja do jazdy. Do południa od niechcenia lawirujemy między wąwozem a trasą ośmioosobowej kanapy. Pada hasło grota lodowa. Ekipa zbiera się na szczycie i idą zwiedzać lodowe rzeźby. Kilkanaście osób atakuje lodowe bloki wskakując, kładąc się gdzie popadnie. Sesja naprawdę wygląda dobrze. W sumie i tak na zewnątrz jest marne światło, więc pomysł bardzo na rękę. Stogu przybija gwoździa w lodowym barze a Dziara zbiera się do po południowej drzemki w ramionach lodowego skrzata. Jest fajnie. Po sesji spotykamy się w snowparku i nagle leniwe chmury schodzą z nieba odkrywając słońce. Nieprawdopodobne jak szybko zrobiło się jasno i ciepło. Plażing na całego. Miła niespodzianka na koniec dnia szkoda tylko tego zaplanowanego w marzeniach freeridu. Wieczór to jedna wielka zrywka bo Kolos ma urodziny. To co działo się w wiosce to wiedzą chyba tylko Francuzi, którzy zwykle po jednym drinku udają się na spoczynek i zanim zamkną oczy oglądają szaleństwa Polaków. Wszystko zaczyna się w hotelu skąd przepędziła nas gendermeria, potem The Lounge i oczywiście Bresilien do samego rańca. Jaki będzie opis wieczoru? Brak filmu. Koniec opisu. Biedni zmęczeni sportowcy. Sto lat Kolosowi! Uwaga ostatni dzień na stoku. Plan był bogaty, ale po wczorajszym braku opisu nikt nie zdołał przygotować kostiumów na stok. Lata osiemdziesiąte miały dziś królować, ale tylko nasza Ania Czarna Mamba uratowała honor drużyny. Różowe włosy, różowy podkoszulek i wszystko gra. Fason jednoosobowy zachowany. Delektujemy się ostatnimi zjazdami, skokami. Wdychamy powietrze na zapas, żeby nie zapomnieć zapachu gór. Ostatnie spojrzenia, fotografia rodzinna z latającym Gibonem i chyba pora zjeżdżać na dół. Pożegnalne party startuje z wielką pompą w Klubie The Lounge w rytm setów Dj Chrisa Jaxxa i Kaniabisa. Wszyscy balują i każdy daje z siebie wszystko bo przecież po raz ostatni bawimy się w tym składzie. O północy przenosimy się na balety pięterko wyżej do Klubu Avalanche. To co działo się na parkiecie jest troszkę trudne do opisania, więc polecam fotosesję. Tej nocy każdy wybawił się do granic możliwości. Uwierzcie mi każdy 😉 nawet szef forty-four.pl pan Kozik ;). Wróciłam do pokoju i nie musiałam zapalać światła. Poranek przywitał mnie w ciszy. Położyłam głowę i nagle czuję jak ktoś mnie budzi żegnając się ze mną czule. O rety to Krzychu wraca do Dublina i wpadł powiedzieć pa. Historia Krzycha ciągnie się jeszcze do chwil spędzonych na lotnisku, kiedy zdenerwowany wyrzuca buty do kosza i paraduje po holu lotniska w japonkach opasany samym ręcznikiem. Ochrona musiała interweniować a fotografie są naprawdę zabawne. Pa Krzychu i Danielu i Szpiq też.
„Żal Ci tego wszystkiego?” „A Tobie nie?” Pięć i pół dnia pełnego słońca, śniegu więcej niż w Beskidach, snowpark marzenie, sztruksowe trasy, turkus lodowca. Opalone twarze i białe zęby. Śmiech Stożka, broda Kozika, elegancja Mamby, śmigająca Kaśka. Narty, deski, grill i my wszyscy. Czy jest nam żal? Mówi się, że to pytanie retoryczne. Forty-four.pl Crew dziękuje serdecznie wszystkim pracownikom, przyjaciołom, znajomym i wszystkim nowopoznanym ludziom z całej Polski za chwile spędzone na stoku i poza nim. Zabawa była przednia i żal serce ściska, że to już koniec, jednak uśmiech wzbudza fakt, że zawsze możemy pojechać podbijać kolejne stoki wspólnie. Zapraszamy wkrótce! BYŁO WYSOKO!