Winter Freestyle Picnic – Ciche

Zorganizowany po raz pierwszy Winter Freestyle Picnic był kulminacją sezonu w nowym snowparku Ciche. W sobotę 1. marca zebrało się tam wiele riderek i riderów, żeby cieszyć się formułą freestyle’owego eventu, której dotychczas nie wprowadzano w życie. Nie było nagród, sędziów, ani medali. Ideą przyświecającą imprezie Winter Freestyle Picnic była wspólna jazda i dobra zabawa.

W tym roku w na polskiej mapie miejscówek zimowego freestyle’u pojawił się nowy punkt – snowpark Ciche, położony niedaleko Zakopanego, przy Chochołowie. Od samego początku cieszył się dużym zainteresowaniem ze względu na świetne przeszkody jibowe i sporą, biorąc pod uwagę tegoroczną zimę, skocznię. Kink rail, dwa długie boxy, street rail, wave rail i szeroooki tablebox przyciągnęły wielu snowboardzistów i narciarzy. Do tego sympatyczne chłopaki z obsługi, którzy nie klęli pod nosem, gdy ktoś prosił o wyrównanie skoczni ratrakiem, niskie ceny… Pojawił się pomysł zorganizowania imprezy bez stresu i ograniczeń zawodów. Dlaczego nie zbudować parku tylko po to, żeby spotkać się i razem fajnie spędzić dzień, pojeździć i nauczyć się nowych trików? Tak powstała idea Winter Freestyle Picnicu.

 

Już w czwartek rozpoczęły się prace, żeby przygotować snowpark na sobotni event. Gdy dookoła śnieg topił się w zabójczym tempie w Cichem ratrak nie stawał nawet na chwilę. Po pierwszych shape’ingach i przymiarkach w piątek zburzyliśmy poprzednią skocznię, z 12 metrowym stołem, żeby postawić zupełnie nową konstrukcję. Ostatecznie powstała lekko wybijająca skocznia, o mało agresywnym progu. Od początku wiedzieliśmy, że wszyscy oczekują niespodzianki w parku. Okazało się, że śniegu wystarczy nam na zbudowanie dodatkowego, bonusowego kickera.

 

Dwa szkice na śniegu, parę przymiarek i ratrak w towarzystwie łopat poszedł w ruch. Chcieliśmy postawić wybicie a’la corner, mocno wybijające do góry, ale niezbyt daleko. Finalnie odległość między progiem a lądowaniem wynosiła trzy metry. Lot ze sporym air-timem wszystkim się spodobał i dawał spore możliwości. Na sam koniec, dla najmłodszych freestyle’owców i tych, którzy dopiero zaczynają jeździć stanął bardzo mały, delikatny próg, który od lądowania dzieliły około 3. metry.

 

Po skończeniu kickerów trzeba było zabrać się za jiby. Ustawiliśmy boxy jeden za drugim – jeden został pochylony tworząc łamanie. Parę metrów obok stanął street rail i park był właściwie gotowy, a wszystko dzięki dużej pomocy chłopaków z ekipy Hiver.pl (za co wielkie dzięki!). Chcieliśmy zrobić więcej line’ów do wyboru, jednak mała ilość śniegu pokrzyżowała te plany. Wracając do Zakopanego późnym wieczorem mieliśmy szczerą nadzieję, że przez noc przyjdzie chociażby lekki mróz i utwardzi efekty naszej pracy. Czarny scenariusz zakładał, że będzie lało i wszystko do rana zjedzie. Pozostało tylko czekać.

Gdy nazajutrz o 9 rano, w piękny sobotni poranek razem z Szymkiem Syrżistie i Szczepanem Karpielem, przebijaliśmy się przez strugi deszczu w stronę Cichego, nie było nam do śmiechu. Cała impreza stanęła pod znakiem zapytania… Licząc na mikroklimat stoku nie traciliśmy hartu ducha. Na miejscu okazało się, że nie jest fatalnie. Była lekka mżawka, ale dało się spokojnie jeździć. Było jeszcze trochę roboty z wyrównywaniem wybić, najazdów i lądowań, ale po 40 minutach park był gotowy do jazdy i… okazało się, że udało nam się zrobić bardzo przyjemny setup.

 

Od razu zaczęła się jazda góra-dół non stop i co skok humor był lepszy. Mimo, że większa skocznia miała niepozorne 6 metrów stołu, chłopakom udawało się lądować bardzo ładne 3, 5, a nawet 7 zarówno normal jak i switch! Skoki Damiana „Zefala” Świdra, Szczepana Karpiela, Tomka Wolaka, Sebastiana Litnera i wielu innych były naprawdę na wysokim poziomie. Dużym poziomem pozytywnej zajawki wykazali się młodzi Zakopiańczycy – Mateusz Stoch i Mirek Wnuk, którzy bez przerwy cisnęli zarówno boxy jak skocznie.

 

W nagrodę za motywację i progres dostali od firmy Smith’s nagrody. Co prawda na imprezie pojawiło się dużo mniej osób niż zakładaliśmy, a ze względu na kiepską pogodę nie każdy założony punkt udało się zorganizować, ale wszyscy wyjeżdżali z Cichego z uśmiechem na twarzach. W końcu lepiej mieć niedosyt niż przesyt.

 

Nie da się ukryć, że na wspomniany uśmiech na twarzach delikatny wpływ miała świadomość zaplanowanego na wieczór w zakopiańskim klubie Ampstrong afterparty. Ten punkt dnia nie był w żadnym stopniu zagrożony przez warunki atmosferyczne i nawet huragan „Emma” nie miał tu nic do gadania. Balet taneczno-humorystyczny trwał do wczesnych godzin porannych i nawet najstarsi górale do końca nie wiedzą co tam się działo…

Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy pomogli w organizacji tego eventu i pogodoodpornych riderów, którzy mimo niepewnej pogody przyjechali do Cichego – big up, naprawdę daliście radę! Widzimy się za rok!

tekst:
Tymek Mróz
Snowage.net