Relacja z wyjazdu DeSkiDance Snow & Music Festival

Zimowe wyjazdy na narty czy snowboard nie muszą ograniczać się tylko do szusowania i podziwiania widoków z wyciągów. Zapewne wie o tym nie jeden zagorzały fan śnieżnych szaleństw. Ale to, co zaproponowali na rozpoczęcie sezonu organizatorzy deSkiDance Snow & Music Festival 2010 na pewno przeszło najśmielsze oczekiwania niektórych z uczestników grudniowego wyjazdu. Co prawda, już wcześniejsze edycje tej imprezy mogły niejednego przyprawić o zawrót głowy, jednak ta była nad wyraz udana. Po prostu skrojona na miarę. Szalone imprezy, koncerty na szczytach, pokazy, zawody i warsztaty z najlepszymi polskimi riderami. Tego wszystkiego można było doświadczyć z nieokiełznaną ekipą deSkiDance.

 

Zacznijmy jednak od samego początku. 9 grudnia ponad pół tysiąca osób wsiadło do 10 autokarów i wyruszyło z Gdańska do francuskich Alp. Kilkanaście godzin jazdy i oto znaleźli się wszyscy w Alpe d’Huez, by rozpocząć dzikie harce na stokach i poza nimi. Resort, do którego dotarli położony jest na wysokości 1860m. n.p.m. Znany jest nie tylko ze świetnie przygotowanych tras narciarskich, słonecznej pogody i pewnego śniegu na stokach, ale również z malowniczych pejzaży, przytulnej atmosfery, mnóstwa kameralnych restauracji, pizzerii, barów i klubów ulokowanych gdzieś pomiędzy krętymi uliczkami. Ta sielankowa miejscowość spokojna za dnia, wieczorami dzięki ekipie deSkiDance przemieniała się w wabik na tych wszystkich, którzy pragnęli dobrze się wybawić.

 

A można było naprawdę poszaleć, bo wiele się działo. Program całego wyjazdu, nie tylko na tę nocną część, był wypełniony do granic możliwości. Organizatorzy postarali się, by wśród uczestników nie zalęgła się nuda. Zawody, imprezy główne i dodatkowe czy w końcu warsztaty. Wszystkiego było tyle, że można było tylko prosić o sklonowanie siebie, żeby we wszystkim móc uczestniczyć. Aby nikt się nie pogubił ani o niczym nie zapomniał, twórcy deSkiDance rozdali wszystkim małe, czarne origami, czyli wielokrotnie, sprytnie poskładaną ulotkę z mapą, programem i wszelkimi niezbędnymi informacjami, co, gdzie, kiedy będzie się odbywało.

 

I tak, dla najbardziej zapalonych amatorów śnieżnych ewolucji i dzikich prędkości na stokach, zorganizowano challenge (czalendże), gdzie mogli oni stanąć w szranki narta w nartę, kask w kask. Zawody takie jak: Arriba Jump Mama (Highest Ollie Contest), Dakine Skiorientering, nocny slalom przy sztucznym oświetleniu czy w końcu Freestylowy Dżeem Sessiom dawały nie tylko doping i okrzyki Gloria victis, ale również wymierne rezultaty. Konkursowiczów do udziału na pewno zachęciła bogata pula nagród, czyli: kurs kitesurfingu ufundowany przez firmę Kites Control, kurs nurkowania zasponsorowany przez divespot.pl, narty Line’a, deska snowboardowa Rome, zestawy pokerowe i4poker, ubrania Arriba-Wear, rękawiczki Celtek, sprzęt Dakine czy prenumeraty Ski Magazynu.

 

Podczas ostatniego z wymienionych contestów, czyli Freestyle Dżeem Sessiom, dodatkowo pokaz swoich umiejętności dała zakopiańska ekipa riderów deSkiDance Team. W jej skład wchodzą: Janek Krzysztof, Tomek Wojnar, Łukasz Kowalski i Tomek Wolak. Dla wszystkich tych, którzy chcieli spotkać się z ich profesjonalizmem i kompetencjami, czekały warsztaty freestyle na dwóch poziomach zaawansowania zarówno dla narciarzy jak i dla snowboardzistów. Chłopaki z chęcią oddawali się do dyspozycji i dzielili się swoim doświadczeniem z uczestnikami. Uczyli krok po kroku, jak skakać, jeździć po boxach i railach, kręcić rotacje, a co najważniejsze, jak nie zrobić sobie przy tym krzywdy. Ciekawą formą zawodów, w której o wygranej nie decydowała siła, masa czy wielkość zawodnika, ale jego spryt i silna psychika, były rozgrywki Papier-Nożyce-Kamień.

 

Organizatorzy zaangażowali wszystkich uczestników całego wyjazdu do gry. Już w autokarach w drodze do Alpe d’Huez rozpoczęły się wstępne eliminacje. Zakończyły się one finałem PNK deSkiDance Cup ostatniego dnia w miejscowym klubie Igloo. Trzeba przyznać, że mimo bezkrwawej formy, adrenalinę było czuć w powietrzu, a emocje szargały tak graczami, jak i publicznością, która wiwatowała przy każdym taktycznym drgnięciu palca uczestników tej konkurencji. Do wygrania był wspomniany wcześniej kurs sponsorowany przez Kites Control.

 

Oprócz zabawy i aktywności ruchowej na śniegu, wyjazd obfitował także w muzyczne przedsięwzięcia. W końcu nie bez kozery nazywa się Snow & Music Festiwal. Zapewne dla wielu okazał się on tym samym muzyczną gratką. Mogli bowiem oni posłuchać światowej klasy muzyków. Najciekawszym i chyba najbardziej oczekiwanym okazał się być duet australijskiego mistrza saksofonu – Mr. Woodnote’a z charyzmatycznym angielskim MC – Lil Rhysem. Panowie dali niezapomniany koncert na wysokości 2100m. n.p.m. na tarasie schroniska Chantabise, gdzie grali do zachodu słońca i zaprzestali dopiero, gdy instrument Mr. Woodnote’a odmówił posłuszeństwa, gdyż zamarzł w nim ustnik.

 

Atmosfera jednak nie oziębiła się ani na trochę żadnego dnia wyjazdu. Podgrzewali ją na imprezach zarówno polscy DJ-e, jak i zagraniczne zespoły. W pamięci na pewno zostaną: Jarek ‘Justin’ Kulik, Dj Krug, Dj Rim, Dj Kulbac oraz bristolski kolektyw Snareophobe. Rozkręcali oni pierwszorzędną imprezę i porwali ludzi do dzikich tańców w rytm muzyki elektronicznej. Wisienką na torcie wśród tych wszystkich brzmień stał się finałowy wieczór, kiedy to zagrała francuska electro-clashowo-popowa grupa Minitel Rose. Tłum szalał do utraty tchu w rytm takich hitów jak: Business Woman czy Magic Powder , żegnając się tym samym z niezapomnianą wyprawą we francuskie Alpy.

 

Warto jeszcze wspomnieć o tym, że wszystkie przeprowadzone imprezy, zarówno główne, jak i te mniejsze punkty programu miały swoją myśl przewodnią, stąd ich nietuzinkowe nazwy jak: Kostka Rubika, Technikolor deSkiBubble Party, Naked Fruit, Golden Party, i4poker Night czy SuperHero Ice Bounce. Związane to głównie było z atrakcjami, jakie czekały na uczestników w klubach i poza nimi – niecodzienne stroje, nieszablonowe dekoracje, poczęstunek pyszną galaretką, występy tancerek, zacięta rywalizacja dla karcianych twardzieli, mających stalowe nerwy i lubiących ryzyko pokera, czy w końcu oryginalny pomysł ultrafioletowych baniek puszczanych przez wszystkich na wszystkich. Po wyjściu z takich imprez ledwo co starczało sił – a tu niespodzianka – na drugi dzień większość dawała radę . Nieliczni, którzy woleli odpoczywać, zawsze byli chętnie widziani we wcześniej wspomnianym schronisku Chantabise, który przez cały tydzień funkcjonował jako wyjazdowy JoySpot. Można tam było wylegiwać się na leżakach na tarasie i podziwiać widoki lub uraczyć się smacznymi daniami serwowanymi w restauracji. A zaraz po godzinie 15 rozbrzmiewała tam muzyka grana przez deSkiDancowych DJ-ów.

Również tam, w JoySpocie, zakończył się ostatni zjazd uczestników. Co ciekawe był on owiany… peleryną. Wszyscy, którzy chcieli wziąć udział w konkursie na najdłuższą pelerynę mieli szansę się zaprezentować. Trzeba przyznać, że widok grupy narciarzy oraz snowboardzistów zjeżdżających z furkoczącymi narzutkami – niektóre o naprawdę pokaźnej długości – przyciągał wzrok niejednej osoby, a tym samym był doskonałym zakończeniem i podsumowaniem deSkiDancowych zabaw na stoku.

 

Wyjazd grudniowy jest za nami, a ekipa z Gdańska pracuje już nad kolejnym – marcowym zakończeniem sezonu. Odbędzie się ono również we francuskich Alpach, tym razem jednak w miejscowości Risoul. Wszystkich, którzy chcą się dobrze bawić i wziąć udział w tym emocjonującym evencie, jakim jest deSkiDance Snow & Music Festival, zapraszamy na eskapadę 25 marca 2011r. Zatem nie może Was tam zabraknąć!

Autor tekstu: Agata Jednacz