Relacja z Majówki Snowdays na lodowcu Kaunertal

Ciepły, wiosenny poranek. Sobota, koło godziny 7.30. W Bielsku na stacji BP koło dworca robiło się tłoczno. Nic dziwnego, bo w końcu już powoli meldowała się na miejscu ekipa Snowdays! Nie minęło dużo czasu, a obozowicze już zdążyli się poznać. Jak to zwykle przy tego typu wyjazdach bywa, nie obyło się bez delikatnego opóźnienia.

 

Kilkanaście osób w trzech busach, przyczepka pełna desek i wreszcie ruszamy. Słońce, odpowiednia muzyka w tle, super atmosfera i ekipa Snowdays mknąca szosą. Droga zajęła nieco ponad 12 godzin. Zakwaterowaliśmy się w Ried w naprawdę fajnych apartamentach. Kuchnia, łazienka, telewizor… Nie brakowało niczego, ale po tak długiej podróży chyba każdy myślał tylko o wygodnym łóżku.

Pierwsza noc w Austrii. Ranek zwiastował świetne warunki do jazdy. Na słonecznym niebie nie było widać ani jednej chmury. Zwarci i gotowi zapakowaliśmy się do autobusu. Nieco ponad godzina i jesteśmy pod wyciągiem. Szybkie omówienie planu dnia z Wojtkiem i Kamelem, rozgrzeweczka i już wjeżdżamy na górę. Warunki, tak jak się spodziewaliśmy, świetne. Słońce grzało, park bardzo dobrze przygotowany i masa śniegu. Pierwszego dnia postanowiliśmy śmigać tylko na łatwych boxach i niewielkich hopach, żeby trochę się rozjeździć. Parę boardów, fifciaków, jakiś nosepressik – jak na pierwszy dzień całkiem nieźle. Na hopach też lajtowo. Kilka fajnych grabów, 180-ątki i 36. Ogólnie dzień był naprawdę udany. Zadowoleni wracaliśmy do miejsca zakwaterowania. Tym bardziej, że dzień się jeszcze nie skończył, a na wieczór zaplanowany był meczyk w nogę.

 

Szybki posiłek, mobilizacja obozu i poszukiwania miejsca do gry rozpoczęte. Znalezienie odpowiedniej murawy nie zajęło nam wiele czasu. Wojtek Pająk dzięki swojemu instynktowi przywiódł nas na idealne boisko. Krótka narada, trochę narzekań Kamela na zbyt dużą powierzchnię do biegania i wzięliśmy się za wybieranie składów. W naszej drużynie znaleźli się między innymi Wojtek, Olek, Kamel, Jamaj znany później jako Szczupiec (charakterystyczne zagranie – strzał „szczupakiem”) oraz kilku obozowiczów: Krzysiu, Wojtek, Wiktor no i oczywiście ja (dżed, tudzież maniek). Uznaliśmy, że system gry z bramkarzem, jednym obrońcą i resztą napadziorów będzie najefektywniejszy. Jak się później okazało nie myliliśmy się, bo mecz wygraliśmy, choć każda kontra przeciwnika kończyła się utratą bramki. 🙂 Wieczorem obozowicze otrzymali kilka upominków i dobrali sobie odpowiedni sprzęt do testów.

Kolejnego dnia pogoda również dopisała. Byliśmy nieco zmęczeni po wczorajszych rozgrywkach (Kamel twierdził nawet, że nie może wstać), ale to nie odebrało nam chęci do jazdy. Drugiego dnia mogliśmy już próbować nieco trudniejszych ewolucji. Uzbrojeni w wypasiony sprzęt do testów zabraliśmy się za bardziej wymagające boxy, a i na skoczniach więcej się działo. Po powrocie wybraliśmy się nad pobliskie jezioro. Zagraliśmy w siatko-nogę, a Jamaj przecierając nowe szlaki w sportach extremalnych śmigał na hulajnodze ze zjeżdżalni.

We wtorek i środę już nieco trudniej nam się wstawało. Pobudka o 7.30 dawała się we znaki. Wciąż jednak niezmordowana ekipa Snowdays panowała w Kaunertal. Niestety tym razem warunki już nie były tak dobre. Ochłodziło się, śnieg był twardy i zmrożony. Sprzyjało to upadkom, których też nie zabrakło. Rozcięta ręka, zadrapania, stłuczone łokcie, poobijane plecy i kości ogonowe – mniej więcej tak wyglądał dzień.

 

Wtorek i środa to również rozgrywki Ligi Mistrzów, jednak przed meczem wypad nad jeziorko. Tam Jamaj posunął się o krok dalej. Zjeżdżalnie na placach zabaw zaczęły go nudzić. Pojawił się pomysł zjazdu z kilkunastometrowej zjeżdżalni prowadzącej wprost do jeziora. Żądny przygód Szczupiec początkowo opornie podchodził do nowego wyzwania, lecz 40 Euro zebrane drogą zrzuty ostatecznie go przekonało i hulajnoga poszła w ruch. Kolejny sukces Jamaja w promowaniu nowej dyscypliny.

Dnia następnego pogoda ponownie nie dopisała, więc na skoczniach za dużo zrobić nie można było. Dlatego też w czwartek nastawiliśmy się na jazdę w halfpipe’ie. Wojtek nadzorował każdy przejazd, a potem analizował go i dawał wskazówki obozowiczom. Bardzo ułatwiało to naukę, chociaż pipe jest dość trudny. Na szczęście podczas popołudniowej przerwy warunki się poprawiły. Słońce przygrzało, śnieg trochę zmiękł, więc mogliśmy więcej poskakać. Końcówka dnia w Kaunertal była bardzo udana. Obozowicze powoli zabierali się za rejle, większe skocznie i kręcenie pierwszych „piątek”.

 

Czwartek był przedostatnim dniem jazdy. W sobotę rano planowany był powrót. Wypadało należycie to uczcić. Impreza w doborowym towarzystwie musiała się udać i tak też było. W piątek pobudka odbyła się o 8.15, autobus odjeżdżał o 8.30. W klapkach, z butami i deskami pod pachą ostatecznie cała ekipa dotarła na czas. W Kaunertal pogoda niestety zepsuła się na dobre. Znów śnieg był twardy i zmrożony. Jednak ostatni dzień był dość udany. Zaliczyliśmy tor do SBX, śmigaliśmy w pipe’ie, a po południu, gdy warunki trochę się poprawiły, poskakaliśmy na hopach.

To były ostatnie chwile w Kaunertal. Na miejscu zagraliśmy jeszcze w nogę, odpoczęliśmy chwilę i niestety musieliśmy zabierać się za pakowanie. Nazajutrz ruszyliśmy w drogę powrotną. Przyszedł czas na przemyślenia i podsumowania. Podczas tego tygodnia każdy obozowicz mocno się rozwinął, poprawił pozycję podczas jazdy, nauczył się nowych trików na jibbach i sporo poskakał, ale największą zaletą Snowdays nie był wysoki progress, lecz atmosfera. Nie ma drugiego takiego obozu, który miałby taki klimat. Stąd też smutek wiążący się z odjazdem. To był naprawdę dobry tydzień. Teraz tworzyliśmy zgrany zespół, a nie tylko grupę obozowiczów. Oby każdy kolejny wyjazd ze Snowdays wyglądał tak jak Majówka…

autor: Jed