Skocz do zawartości

Uczyliście się sami czy instruktorem?


Rekomendowane odpowiedzi

Mam do was pytanie jak zaczęła się wasza historia ze snowboardem,uczyliście się sami z czyjąś pomocą.I ile tak naprawdę wam zajęło się uczenie tak dość pewnej jazdy.

 

Ja osobiście jestem samoukiem swoje początki miałem na jakimś małym stoku w Świeradowie-Zdroju i było to 2 sezony temu.Oczywiście wszystko miałem wypożyczone jak na sprzęt z wypożyczalni był w strasznym stanie.Najgorszy był pierwszy zjazd jeśli można to tak nazwać bo połowę stoku zjechałem na dupie :).Z kolejnym zjazdem było trochę lepiej po koniec dnia już potrafiłem zjechać na krechę i zahamować,ale i tak to było nic.Stok też był fatalny tylko lekka mgiełka śniegu a pod spodem gruby lód.Upadki były bolesne i po 3 dniowym wypadzie nie nauczyłem się zbyt wiele.Jakoś pod koniec marca udałem się do Zieleńca sprzęt też z wypożyczalni ale już dużo nowszy.Pogoda to też porażka bo niby śniegu dużo ale było 10 na plusie i tylko się zapadałem,ale już kilka skrętów w lewo udało mi się zrobić bo w prawo zawszę lądowałem na plecach lub pupie.I tym wyjazdem skończył się sezon.

 

Kolejny sezon to już coś innego własny sprzęt pierwszy raz udałem się do Świeradowa na nocną na Gondolkę.Było to po nowym roku i trochę się przeliczyłem stok był oblodzony i były ostre morzy pamiętam u góry było -20.Na stoku ostro naśnieżali a sztuczny to nie to samo co naturalny.Zaliczyłem 1 zjazd i miałem dosyć na szczęście karnet miałem 1 zjazdowy na próbę także dużo nie straciłem.Kolejny wyjazd był do Szklarskiej-Poręby na Puchatka i tak naprawdę to czegoś nie nauczyłem a mianowicie skrętku i lewo i prawo i już pod koniec śmigałem po stoku.Przy jednym zjeździe zaliczyłem może 2 gleby jak dla mnie mało.Potem był Harrachov czyli porażka sezonu fakt pogoda była super słoneczko świeciło,ale stok to jedne wielkie kulki lodu bynajmniej na dole.Zaliczyłem może 3-4 zjazdy i koniec.I perełka na torcie był Szpidlerowy Młyn tato powiedział że przyjechał tu ostatni raz ponieważ był przerażony drogą jechaliśmy przez przełęcz Okraj(nie polecam).Ale tutaj mogłem spokojnie pojeździć szybkie wyciągi kolejki były może i spore ale poza tym rewelka.Jeździłem na Św.Piotrze na tej turystycznej(2,7km),cały dzień ćwiczyłem swoje umiętnośći i wyjechałem z tąd zadowolony.I tak reszta sezonu przebiegła na Gondoli w Świeradowie i Młynie.

 

 

Czekam na wasze historie trochę się rozpisałem ale to był wielki skrót.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Odpowiem najpierw na pytanie z tematu - uczyłem się z kolegą.

Kolejną kwestią którą zawaliłeś nieco to brak ochraniaczy - bez tego naukia nie jest przyjemna bo odczuwasz ból co cię demotywuje do kontynuowania. Druga sprawa to jak piszesz wdrapanie się na górę i próbowanie czy wyjdzie. Nie jest to za dobra metoda. Szkolenie powinno się odbywać w miarę etapami, dobry przykład co po kolei masz na http://www.snowprofessor.com/

Nauka deski jest na początku trduna w sensie psychicznym. Pierwszy dzień zazwyczaj leżysz na tyłku, jesteś mokry itp.

 

Uważam ogołnie że od instruktora są lepsi kumple, jeśli ich brak instuktor na 2h aby "sprzedał patenty" :)

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  • 3 weeks later...
  • 3 weeks later...

Kolega bardzo dobry temat w gruncie rzeczy założył, bo uwielbiam słuchać o tym jak kto zaczął swoją pasje snowboardową :)

 

Zacznę może od tego, że jestem zagorzałą fanką wspomnianego Szpindlerowego Młyna i to właśnie tam 4 lata temu zaczęłam moją przygodę ze snowboardem. To był obóz, taki bardzo sztywny, z wielkim naciskiem na naukę jazdy i z bardzo małym na zabawę. Miałam wtedy jakoś 14 lat. Pogoda cały tydzień, który tam byłam była cudowna. Sprzęt wypożyczony, sprawiał mi wtedy strasznie wielką frajdę i nie widziałam jaki był to złom, w końcu deska to deska, a ja wtedy nagrana byłam na przygodę ze snowboardem w wielkim stopniu. Zaczęliśmy strasznie głupio bo na skraju stoku, ześlizgiwaliśmy się listkiem, a po zjechaniu zapieprzaliśmy na górę z dechą na plecach. Spędziłam tam jakoś 3 dni męcząc się jako, że aby wjechać na stok cała grupa musiała trzymać ten sam poziom, co było trudne widząc niektóre antytalenty. Później wjechaliśmy na stok, nauczyłam się jeździć na krawędziach z jednego krańca stoku na drugi. Przy tym obdarłam sobie pół policzka i chodziłam z wielkim strupem przez parę tygodni, ale na szczęście nawet ślad nie został ;p Rok później pojechałam w to samo miejsce, nawet na ten sam obóz! Sprzęt dalej wypożyczony, bo nie było kasy na własny. To był bardzo dobry wyjazd, okazało się, że instruktor był bardzo dobry a i towarzystwo dopisało :) W dwa dni zgrabnie przechodziłam z jednej krawędzi na drugą, pod koniec wyjazdu spokojnie zjeżdżałam z niebieskich, czerwonych a nawet czarnych tras :) Rok temu udałam się znów do Szpindlerowego (już 3 raz :D) prywatnie z wspomnianym wcześniej "tym fajnym" instruktorem, który został moim dobrym przyjacielem i z resztą ekipy. Oj tamten wyjazd był najbardziej udany <3 Z własnym sprzętem zaliczałam wszystkie stoki, snowparki, hopki, jazdę w puchu. Jeździłam na Świętym Piotrze, Hromovce i Niedźwiedziu (który nie nazywał się niedźwiedź, ale prawdziwej nazwy nie pamiętam, tylko z misiem mi się kojarzy:D), a po południu odpoczywałam i wieczorem leciałam się bawić. W tym roku również prywatnie Czechy z moimi przyjaciółmi, już 12 lutego :).

 

Nie wsopinałam o 1-2dniowych wypadach do Zakopanego czy Szklarskiej, bo to nic ciekawego oprócz udoskonalenia umiejętności.

 

Dla mnie snowboard to coś więcej. Łączy on się dla mnie ze wspaniałymi ludźmi, moimi przyjaciółmi, z którymi spotykam się tylko ten jeden raz w roku, bo mieszkamy za daleko siebie. Łączy się ze wspaniałą zabawą, siniakami, zabawnymi sytuacjami i łączy mi się z takim ciepłem w serduchu kiedy patrzę na deskę stojącą obok szafy... :)

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja bez instruktora. W tym roku kupiłem swój sprzęt. Używana deska Head, wiązania Salomon, buty jakieś Dee Luxe. Deska mogła by być dłuższa bo ma tylko 140 cm. Ja ma 174cm wzrostu. Jeździ się fajnie. Na stoku byłem 2 razy. Pierwsze 3 "zjazdy" (raczej sturlania) na niebieskim i później jeszcze 7 na czerwonym. Jeździłem z kumplem, który trochę mi pomagał i podpowiadał jak jeździć. Drugi raz byłem wczoraj. Już potrafię zjechać. Najczęściej jadę "na listka" ale już zaczyna mi wychodzić zmiana krawędzi w czasie jazdy.

Pierwszy raz wiązania miałem ustawione 15/9

Wczoraj miałem 15/12 i wiem, że te pierwsze były lepsze.

 

Deskę kupowałem chyba ze 3 lata tylko nigdy nie było kasy. Jak spadł pierwszy śnieg na tyle, żeby dało się jeździć kumple zaczęli gadać w szkole o snowboardzie. Ja na spontanie pożyczyłem od brata 400zł, trochę miałem swoich i pojechałem kupić sprzęt. Kolega pomógł mi wybrać. Jestem mega zadowolony.

Taki sobie prezent na Mikołaja w tym roku zrobiłem :D

Pod choinkę gogle Blizzarda jeszcze przyjdą.

 

Szkoda, że na stoku gdzie jeżdżę nie ma snowparku bo poskakać nie ma gdzie tylko na muldach.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja w sumie miałem instruktora godzinę ... reszte sam + internet ;) [tutaj polecam http://www.snowprofessor.com/]

Instruktora warto brać na 1-2h aby sprzedał nam niektóre patenty na które ciężko wpaść samemu.

Było już kilka takich tematów na forum (o ile pamięć mnie nie myli jeden dość rozbudowany).

 

@Muc13k - jak powiedzial Goornik za skoki to się nie bierz teraz. Może Ci się wydaje, że umiesz jeździć ale liść to nie jazda - to skuteczny sposób na psucie stoku, toteż pozostań na łatwych a na czerwone i czarne się nie pchaj, tym bardziej do parku.

Będąc podczas wakacji w L2A widziałem średnio 1-2 osoby dziennie zabierane z parku przez służby (odpowiednik naszych goprowców) - niektóre nieprzytomne.

Freestyle jest fajny ale trzeba umieć jeździć, dobrze jeździć. Podczas jakichkolwiek ewolucji nie ma czasu na myślenie jak jechać, myślisz jak wykonać trik który zaplanowałeś i jedziesz np. na skocznie - ruchy muszą być już "odruchowe" - tak jak podczas chodzenia :wink:

Nie odbieraj mnie czy Goornika źle - zwyczajnie nie fajnie by bylo aby ktoś zajarany zaraz się pogruchotał porządnie i był zmuszony zejść z deski być może na całe życie.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ja wiem, że nie umiem jeździć jeszcze. Jeszcze sporo przede mną zabawy. Zawsze na nartach skakałem. Na snowboardzie jest całkiem inaczej. Już nie chodzi o sam fakt, że nogi są złączone tylko o to, że jak jestem w powietrzu to prostuje mnie jak na nartach i gleba. Tym się nie przejmuję. Ten stok, na którym jeżdżę jest śmieszny bo czerwony jest prawie taki sam jak niebieski, tylko ma 900m a niebieski ma 400. Ja kupuję zawsze po 10 zjazdów na czerwonym. 1 czerwony = 2 niebieskie. Do tego na czerwonym łatwiej mi wyjechać pod górkę (dziwne). Jest tak dlatego, że na niebieskim orczyki jadą cały czas a na czerwonym mają jakby sprzęgło. Na dole się zatrzymują i dopiero jak ktoś ruszy takim patyczkiem.

 

stok_m.jpg

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  • 3 weeks later...
  • 3 weeks later...

Pierwsze kroki stawiałem na sztucznym stoku w Poznaniu (www.maltaski.pl/). W sumie to całe 2 tyg. ferii zimowych codziennie oprócz niedzieli po 1,5h lekcja.

Rok później pojechałem do Vrchlabi w Czechach i okazało się, że to zupełnie co innego, niż sztucznie naśnieżany stok ;P. Musiałem się praktycznie jeszcze raz wszystkiego uczyć i pierwszego dnia miałem lekcje z instruktorem, a następne 3 dni zleciały mi na odbijaniu sobie biodra przy próbach manewrowania deską.Później było już tylko lepiej ;).To było jakieś 2 lata temu, właśnie kupiłem sobie swoją pierwszą deskę i myślę, że jeżdżę nie najgorzej. Na stoku nie zdarzają mi się już żadne poważne upadki i co dla mnie najważniejsze po wielu próbach w końcu opanowałem wjeżdżanie na "kilofie" i na kanapie z w pełni zapiętymi wiązaniami(co niezwykle ułatwia jazdę).

W najbliższy piątek znowu wyjeżdżam do Vrchlabi, więc zobaczymy jak wyjdą mi pierwsze próby freestyle w tamtejszym snowparku :)

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pierwsze kroki stawiałem w bieszczadzkich górach, więc na dość płaskich stokach. Miałem wykupioną godzinę z instruktorem, który był bardzo fajny z tego co pamiętam. Potem jeździłem 2 dni sam i znów wziąłem sobie godzinkę. Kolejny sezon to doskonalenie jazdy i kolejna godzina na naukę jazdy na krawędziach itp.

Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
  • bercik locked this temat
Gość
Ten temat został zamknięty. Brak możliwości dodania odpowiedzi.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...